Skip to main content

Odbudowa europejskiej gospodarki to inwestycja w przyszłość Unii

Z Jadwigą Emilewicz, wicepremier i minister rozwoju rozmawia Maciej Wośko.

 

Kondycja polskich finansów przed wybuchem kryzysu miała się znakomicie i to właśnie dzięki temu nasze państwo jest obecnie w stanie udzielić wsparcia na tak bezprecedensową skalę. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z „workiem bez dna” – mówi Jadwiga Emilewicz, wicepremier, minister rozwoju

 

Pani Premier, wygląda na to, że zaproponowana przez rząd tarcza antykryzysowa i finansowa zdaje swój egzamin. Przedsiębiorcy w większości przypadków korzystają już z pomocy udzielanej przez państwo, a to pozwala na stopniowe odmrażanie gospodarczej kwarantanny. Jak Pani sądzi, czy można już pokusić się o pierwsze podsumowania, czy też na efekty wsparcia antykryzysowego trzeba jeszcze poczekać?

 

Jadwiga Emilewicz, Wicepremier, Minister Rozwoju: Bezprecedensowy kryzys, jaki dotknął nas w wymiarze bezpieczeństwa, zdrowia i ładu społeczno–gospodarczego spotkał się z naszej strony z szybką i silną reakcją. Przeznaczyliśmy na pomoc dla polskich przedsiębiorców i pracowników ponad 300 mld zł, co daje ok. 15 proc PKB. To największa skala pomocy w historii współczesnej Polski. Robimy wszystko, by chronić miejsca pracy i gospodarkę. Nie chcemy i nie możemy wrócić do traumy bezrobocia pierwszych dwóch dekad transformacji. Dlatego tarcza antykryzysowa, w tym tarcza finansowa, wspierają ochronę milionów miejsc pracy. Według badań przeprowadzonych przez Bank Gospodarstwa Krajowego około 60 proc. przedsiębiorców już korzysta z tarczy antykryzysowej, a ponad 97 proc. przedsiębiorców zna przynajmniej ogólne założenia tarczy antykryzysowej. To jeden z największych – w relacji do PKB – pakietów pomocowych w UE. Pozytywnie o prognozach dla naszej gospodarki wypowiadają się m.in. KE, EBOR czy Bloomberg. Dane za pierwszy kwartał dotyczące PKB i eksportu były lepsze niż oczekiwania ekonomistów. Również dane z CEIDG pokazują pozytywny trend – według stanu na 12 maja liczba aktywnych działalności gospodarczych w Polsce wyniosła 2,46 mln firm, czyli tyle, ile na początku tego roku. To wszystko pozwala nam na ostrożny optymizm, jeśli chodzi o powrót do stanu równowagi i ścieżki wzrostu. Choć żadna projekcja dotycząca przyszłości w tym czasie nie może być brana za pewnik, ani zwalniać nas z czujności i gotowości do modyfikowania działań antykryzysowych.

 

 

Rząd przyjął ambitne programy odrodzenia gospodarki, jednak czy ich realizacja nie napotyka na problemy biurokratyczne? Np. programy, którymi operacyjnie zajmują się banki, finansowane przez PFR, działają sprawnie, decyzje o subwencjach zapadają szybko. Inaczej sprawa wygląda z programami, gdzie szczeblem pośredniczącym są organy publiczne i podlegające samorządom, decydujące np. o pożyczce dla mikroprzedsiębiorstw w wysokości 5 tys. zł. W tym przypadku bardzo dużo zależy od samorządu, w niektórych regionach decyzje zapadają błyskawicznie, w innych, np. w Warszawie, sprawy są odwlekane.

 

Rozwiązania i kanały udzielania wsparcia przedsiębiorcom poszkodowanym przez kryzys muszą uwzględniać istniejące mechanizmy prawne. Jednak możemy wyciągnąć pouczające wnioski z praktyki udzielania pomocy antykryzysowej. Tarczę finansową obsługuje agencja rządowa – Polski Fundusz Rozwoju. Tylko w ciągu dwóch tygodni pieniądze trafiły do firm, które zatrudniają ponad 1,2 mln osób (stan na 15 maja). Przeczy to mniemaniu, że instytucje centralne są mniej efektywne w porównaniu z tymi samorządowymi, które z założenia są bliżej ludzi i lokalnych uwarunkowań. Istotną rolę odgrywa tu zatem czynnik ludzki oraz poziom organizacji danego urzędu, które powodują, że w niektórych przypadkach wnioski rozpatrywane są nieco wolniej niż w innych. Jestem pełna szacunku dla pracy i oddania urzędników urzędów pracy i ZUS–u, którzy z dnia na dzień znaleźli się w oku cyklonu ze ogromnym strumieniem wniosków do przeprocedowania i to jeszcze w warunkach reorganizacji związanej z przejściem na pracę w trybie zdalnym. Problem dotyczy jednak zdolności zarządzania pracą urzędów pracy, za które odpowiadają władze samorządowe. Na przykład we Wrocławiu, gdy powstał zator w urzędach pracy w związku z wnioskami o mikropożyczkę, prezydent Jacek Sutryk przekierował część urzędników właśnie do powiatowych urzędów pracy, dzięki czemu udało się udrożnić pracę urzędów.

 

Czy nie uważa Pani, że przedsiębiorcy powinni otrzymywać wsparcie w sposób mniej sformalizowany, bez wypełniania skomplikowanych formularzy? Czy nie wystarczyłoby zwykłe oświadczenie, z którego by wynikało, że firma po prostu potrzebuje pomocy? Czy obecna sytuacja nie jest okazją do tego, by w Polsce wreszcie zmniejszyć bariery biurokratyczne, utrudniające nie tylko pomoc w czasach kryzysu, ale ograniczające rozwój gospodarczy? Czy nie jest to okazja do zmiany nastawienia do biznesu, jako do podmiotów, które z założenia kierują się uczciwymi przesłankami, są odpowiedzialne i przestrzegają prawa?

 

Idea zwiększenia zaufania administracji publicznej do przedsiębiorców jest czymś co przyświeca działalności kierowanego przeze mnie resortu od lat, a jednym z ważniejszych efektów tych starań jest wdrażana od dwóch lat Konstytucja Biznesu. Jak już wspomniałam, na etapie tworzenia przepisów staraliśmy się zadbać o prostotę procedur i jak najmniejszą liczbę koniecznych do wypełnienia formularzy. Duża część wniosków opiera się obecnie właśnie na odpowiednich oświadczeniach – tak jak choćby w przypadku dofinansowania części kosztów wynagrodzeń pracowników. Są jednak elementy formalne, których po prostu nie unikniemy. Oświadczenia nie mogą sprowadzać się do pojedynczego zdania: „potrzebuję pomocy”. Takie rozwiązanie stanowiłoby dużą społeczną nieuczciwość. Różni przedsiębiorcy, w zależności od swojej wielkości, czy branży, w której działają, zostali bowiem w różnym stopniu dotknięci przez kryzys; jedni do utrzymania się na rynku potrzebują zatem innego poziomu wsparcia – a czasem  zupełnie innego rodzaju wsparcia – ze strony organów publicznych niż inni. W konsekwencji, istotna część narzędzi przewidzianych w tarczy antykryzysowej wiąże udzielenie pomocy albo jej wielkość z jakimś warunkiem bądź czynnikiem, np. wielkość dofinansowania wynagrodzeń pracowników zależna jest od liczby tych pracowników i poziomu ich wynagrodzeń. Przekazanie we wnioskach o pomoc pewnych twardych danych liczbowych jest więc często konieczne. Pamiętajmy poza tym, że wsparcie tarczy antykryzysowej stanowi pomoc publiczną, a zatem jego udzielanie podlega dość ścisłym procedurom i raportowaniu do odpowiednich unijnych instytucji. Potraktowanie wszystkich przedsiębiorców hurtowo nie byłoby zasadne także ze względu na możliwości budżetowe naszego kraju. Kondycja polskich finansów przed wybuchem kryzysu miała się znakomicie i to właśnie dzięki temu nasze państwo jest obecnie w stanie udzielić wsparcia na tak bezprecedensową skalę. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z workiem bez dna. Musimy zachować odpowiednią równowagę.

 

Jak ocenia Pani wykorzystanie nowych technologii w funkcjonowaniu systemów wsparcia antykryzysowego, ale też w funkcjonowaniu państwa – instytucji publicznych (od szkół poprzez urzędy, aż po instytucje zajmujące się rozwojem technologicznym). Czy wykorzystanie dostępnych narzędzi się powiodło, np. tak oczywiste wykorzystanie JPK w systemie subwencji PFR, czy też obecność technologii ograniczyła się do organizowania wideokonferencji i czatów z interesantami?

 

W dobie pandemii doceniamy rolę nowych technologii, zwłaszcza cyfryzacji, robotyki, druku 3D, dronów, automatyzacji. Wyręczają nas one w wielu codziennych czynnościach i pozwalają prowadzić w miarę „normalne życie”. Z pomocą nowych technologii możemy zdalnie pracować, prowadzić przedsiębiorstwo, szkolić się, uczyć, prowadzić lekcje, płacić za faktury, podpisywać zdalnie umowy, nie narażając siebie i innych, co skłania nas do tego, że będziemy wykorzystywać je częściej w przyszłości. Przestawienie się dużej liczby osób pracujących i uczących się z tradycyjnych sposobów nauczania, szkolenia czy organizacji pracy, w tak krótkim i szybkim tempie jest wyjątkowym doświadczeniem społecznym. Kryzys epidemiologiczny spowodował, iż wiele firm i instytucji publicznych musiało z dnia na dzień zmienić sposób zarządzania i świadczenia usług. Jestem zdania, że zdaliśmy ten egzamin. Wiadomo, że cyfryzacja przedsiębiorstwa jest procesem złożonym i długotrwałym, ale pozwala firmie działać efektywnie, niezależnie od warunków zewnętrznych, które mogą zatrzymać tradycyjne funkcjonowanie firmy. Dlatego kryzys epidemiczny jest szansą na znaczne przyspieszenie transformacji gospodarki w kierunku rozwiązań cyfrowych i sprostaniu współczesnym wyzwaniom społecznym.

 

Jak Pani zdaniem zareagowały polskie małe i średnie przedsiębiorstwa na lockdown? Czy dostrzega Pani wśród przedsiębiorców więcej optymizmu, przejawiającego się w poszukiwaniu sposobów nie tyle na utrzymanie firm, co na ich rozwój w nowej rzeczywistości? Czy też raczej okopali się na swoich pozycjach, szukają wsparcia publicznego i czekają na rozwój sytuacji? Kwarantanna wyraźnie pokazała, jak ważna jest dywersyfikacja działalności – zarówno sposobów dotarcia do klientów, kanałów dystrybucji, współpraca z innymi firmami...

 

Pandemia pokazała, że Polacy są bardzo kreatywnym i przedsiębiorczym narodem. W ciągu kilku tygodni część z nich nie tylko zrewolucjonizowała swój model biznesowy, zmieniła przedmiot działalności, zmieniła sposób świadczenia pracy w firmach i ich organizację, czy też proponowała nowe wynalazki wprost nakierowane na radzenie sobie z koronawirusem. Przedsiębiorcy znaleźli się w sytuacji, w której nagle muszą dostosować swoje modele biznesowe i szukać oszczędności. Ale nie zawsze jest to możliwe. Trudno sobie przecież wyobrazić zdalne usługi fryzjerskie czy wirtualne taksówki albo noclegi na odległość. Takim firmom służą poszczególne instrumenty tarczy antykryzysowej, zwłaszcza te, których celem jest podtrzymanie firm, które zostały odcięte od przychodów i klientów. Jesteśmy w ciągłym w kontakcie z przedstawicielami branż, organizacji pracodawców oraz samymi firmami, zwłaszcza z sektora MŚP, i na bieżąco, elastycznie reagujemy na dynamicznie zmieniającą się sytuację, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Wiemy, że już w pierwszym tygodniu marca wiele firm boleśnie odczuwało negatywne skutki zamrożenia gospodarki. Stąd tak ważne było jak najszybsze wprowadzenie poszczególnych odsłon tarczy, aby firmy ponoszące cały czas koszty prowadzenia działalności i odczuwające spadek sprzedaży i produkcji miały osłonę. W wielu przypadkach natomiast proaktywność i elastyczność wobec zmieniających się warunków rynkowych będzie determinantem dla zachowania ciągłości działania lub w ogóle przetrwania.

 

Czy Ministerstwo Rozwoju zawiesiło na czas epidemii jakieś programy, projekty – jako nieprzystające do sytuacji? Czy też trwają bez zmian? To pytanie także o niezwykle ważny dla branży farmaceutycznej Rozwojowy Tryb Refundacyjny. Czy prace nad RTR wciąż trwają? Na jakim są etapie po czterech latach? Czy są może jakieś inne pomysły na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa lekowego i wparcie polskiej branży farmaceutycznej?

 

Choć z oczywistych względów teraz skupiamy się głównie na pracach w obszarze walki z koronawirusem, nie tracimy z horyzontu kwestii związanych z RTR. Co więcej wzmocnienie polskiego przemysłu farmaceutycznego wpisuje się w działania o fundamentalnym znaczeniu na czas po epidemii COVID–19. Ministerstwo Rozwoju, jak i resort zdrowia, prowadzą prace nad najlepszym mechanizmem wsparcia dla produkcji leków. RTR jest projektem bardzo złożonym, wymagającym wielowątkowych analiz, opartych o znajomość bardzo skomplikowanego mechanizmu refundacyjnego oraz dopracowaniu wielu kwestii technicznych. Na bieżąco prowadzimy dialog z organizacjami, które zrzeszają podmioty zajmujące się obrotem lekami. Na podstawie informacji zebranych od firm farmaceutycznych Ministerstwo Zdrowia analizuje rynek produkcji i wykorzystania API w produktach refundowanych. Na tej podstawie przygotowywane zostaną analizy poszczególnych rozwiązań, zwłaszcza pod kątem oszacowania skutków finansowych. Na forum UE również trwają prace nad strategią farmaceutyczną dla Europy, której celem jest zapewnienie jakości i bezpieczeństwa leków. Działania państw członkowskich w tym zakresie powinny być spójne.

 

Czy zdaniem Pani Premier, rozwój nowoczesnych technologii, a także rozwój innowacyjnych przedsiębiorstw ucierpi szczególnie w czasie kryzysu? Pytamy o kluczowe projekty innowacyjne – czy wystarczy funduszy, by wesprzeć nowatorskie technologie, projekty? A może kryzys wymaga, by szukać innych sposobów finansowania rozwoju innowacyjności, np. partnerstwo publiczno–prywatne, pozyskiwanie globalnych partnerów?

 

Mam nadzieję, że sprawy potoczą się we wręcz przeciwnym kierunku i obecna trudna sytuacja spowoduje, że nasze firmy bardziej otworzą się na rozwój nowoczesnych technologii, poszukując nowych źródeł zysku. Co więcej, sektor rozwiązań teleinformatycznych (ICT) może stać się kołem zamachowym w odbudowywaniu gospodarki po epidemii COVID–19. Mowa tu o takich rozwiązaniach, jak Internet Rzeczy (IoT), sztuczna inteligencja, automatyzacja produkcji, czy analityka Big Data, które – odpowiednio wykorzystane – zapewnią polskiej gospodarce innowacyjność i wzrost produktywności. Popyt na te rozwiązania z pewnością przyczyni się do rozwoju innowacyjnych przedsiębiorstw.  Będziemy w tym procesie aktywnie uczestniczyć. Jestem przekona, że nie zabraknie środków na innowacje dla firm realizujących swoje projekty w Polsce.

 

Niedawno powrócił publicznie temat polskiej fabryki frakcjonowania osocza. Na ile realny jest to pomysł? Czy jest wokół niego konsensus w rządzie? W jaki sposób tego typu produkcja może przełożyć się na rozwój innowacyjnej gospodarki w Polsce?

 

Od kilku lat trwają u nas rozmowy dotyczące budowy fabryki produkującej osocze niezbędne w leczeniu ciężkich schorzeń, takich jak zaburzenia krzepnięcia krwi czy niewydolność układu odpornościowego. W związku z pandemią temat ten powrócił ze zdwojoną siłą. Do leczenia pacjentów chorych na COVID–19 w ciężkim stanie wykorzystuje się osocze z krwi pobranej od pacjenta, który przeszedł chorobę i wyzdrowiał. Takie osocze zawiera przeciwciała i to one mają pobudzić organizm zakażonego do walki z wirusem. Badania nad skutecznością tej metody prowadzone są w USA, Chinach i Europie. Polska od lat sprzedaje nadwyżki osocza zagranicznym koncernom farmaceutycznym, a następnie kupuje od nich gotowe produkty lecznicze wytworzone z osocza. Własna fabryka pozwoliłaby nam na uniezależnienie się od zagranicznych koncernów farmaceutycznych oraz umożliwiła rozwój innowacji w tej branży.

 

Jakie są wspólne punkty programów walki ze skutkami koronawirusa w Europie? I jakie są różnice, np. pomiędzy Niemcami, Francją a Polską? Z czego te różnice wynikają i jakie mogą mieć one konsekwencje dla gospodarek poszczególnych krajów?

 

Programy te łączy cel w postaci zabezpieczenia miejsc pracy i dochodów pracowników oraz utrzymania płynności finansowej przedsiębiorstw. Różnią się one natomiast zakresem, wysokością wsparcia oraz formą jego przyznawania. Pomoc najczęściej realizowana jest w postaci odroczeń płatności zobowiązań podatkowych, wsparcia państwa w zaciąganiu pożyczek dla firm, czy przez bezpośrednie dopłaty do pensji dla pracowników. Pomoc w wielu krajach kierowana jest przede wszystkim do MŚP, jako najbardziej wrażliwych na przestój i spadek popytu. UE wprowadziła tymczasowe, bardziej elastyczne reguły przyznawania pomocy publicznej. Te nadzwyczajne, tak potrzebne w tym trudnym okresie, środki, stwarzają jednak duże wyzwania dla spójności i integralności Jednolitego Rynku. Niektóre państwa członkowskie mają bowiem większą przestrzeń fiskalną niż inne, aby wesprzeć swoje gospodarki programami pomocy publicznej. Obecnie 52 proc. całkowitej wartości pomocy przyznanej na podstawie nowych przepisów unijnych przypada Niemcom, na kolejnym miejscu są Francja i Włochy (po 17 proc.). To może stworzyć duże dysproporcje pomiędzy poszczególnymi gospodarkami i zaburzać konkurencję na Jednolitym Rynku. Co więcej, dochodzi nawet do sytuacji, w których firmy są kuszone pomocą ze strony państw w zamian za przeniesienie do nich swojej produkcji. Takie formy pomocy są niezwykle niebezpieczne. Plan naprawy gospodarki, który ma być niebawem przyjęty na poziomie unijnym, musi zatem uwzględniać dotychczasową pomoc udzielaną przez kraje członkowskie i zapewnić sprawiedliwe warunki do odbudowy. Pomoc powinna być dostosowana do potrzeb każdego państwa członkowskiego i nie ograniczać się do dowolnie określonych sektorów. Niektóre sektory są silnej dotknięte kryzysem (poprzez zamrożenie działalności), inne ucierpiały mniej. Są też takie, które zyskały na tej sytuacji. Konieczne jest przyjrzenie się kondycji każdego z nich.

 

Czy Polska może skorzystać z nowego planu Marshalla? Jak Pani ocenia szanse na skorzystanie z unijnego wsparcia w czasie recesji, z którą będziemy musieli się zmierzyć? Czy Europę stać na taki plan?

 

Potrzebujemy ambitnego funduszu wsparcia i zapewnienia zwiększonych środków z budżetu UE na lata 2021–2027. W odróżnieniu od Planu Marshalla, nie będzie to jednak pomoc z zewnątrz. Dzisiejsza sytuacja pokazuje, jak bardzo potrzebujemy prawdziwego wewnątrzunijnego poczucia wspólnoty. Sami w UE musimy przełamać egoizmy i na podstawie wewnątrzwspólnotowej solidarności wzajemnie pomóc sobie w potrzebie. Jeśli będzie to wymagać zapewnienia większych środków ze strony tych, którzy nimi dysponują, to powinny być one zapewnione. Dobrobyt najsilniejszych jest dziś możliwy dzięki Jednolitemu Rynkowi i temu, że uczestniczą w nim gospodarki wszystkich państw członkowskich. A także dzięki istnieniu transgranicznych łańcuchów wartości i swobodnego przepływu pracowników i kapitału. Odbudowa europejskiej gospodarki to inwestycja w przyszłość UE, a nie pomoc charytatywna, czy wysokie „kieszonkowe” dla państw, które miałoby być uzależnione od ich dobrego sprawowania i dyscypliny wydatkowej. Od tego zależy przyszłość nie tylko naszej konkurencyjności, ale i przetrwania strefy euro i samej UE. Dlatego pierwszorzędną kwestią jest solidarność, spójność, konwergencja gospodarek UE w oparciu o Jednolity Rynek bez barier. Wspomniany przeze mnie wcześniej różny poziom pomocy publicznej w poszczególnych państwach członkowskich, powinien zostać w związku z tym uwzględniony przy rozdzielaniu wsparcia z przyszłego funduszu odbudowy. Chodzi o to, by nie doprowadzić do trwałych zaburzeń równowagi i aby wszystkie 27 państw członkowskich mogło pełnić rolę lokomotyw europejskiej gospodarki. Premier Morawiecki wskazywał ostatnio na dodatkowe źródła dochodów własnych UE. Te rozwiązania będą jednak skuteczne jedynie wtedy, gdy zostaną wprowadzone na poziomie unijnym. Warto też, by cała Unia podążyła tropem Polski, podobnie jak Dania, Francja czy Belgia, i uzależniła pomoc od uczciwości podatkowej. Trzeba wreszcie postawić tamę unikaniu opodatkowania i oszustwom podatkowym.

 

Redakcja „Gazety Bankowej” i portalu wGospodarce.pl prowadzi akcję „Kupuję bo polskie”. To podkreślenie znaczenia naszych codziennych wyborów konsumenckich, tak by każdy mógł wspierać polskich producentów. To niejedyna taka akcja podkreślająca wagę patriotyzmu konsumenckiego. Czy Pani zdaniem mamy szansę na wzmocnienie znaczenia gospodarki narodowej? Czy obecność na polskim rynku – opłacanie podatków w Polsce, reinwestycja zysków, wpływ na rynek pracy i właśnie na innowacyjność, powinno mieć znaczenie w ocenie konsumenckiej produktów i usług?

 

Kupowanie polskich produktów to najprostszy sposób na wsparcie naszej gospodarki – ten przekaz premiera Morawieckiego nabiera teraz szczególnego znaczenia. 79 groszy z każdej złotówki wydanej na produkty, które powstały w naszym kraju, zostaje w polskiej gospodarce. W przypadku zakupu produktów importowanych jest to tylko 25 groszy. Gdybyśmy częściej kupowali polskie produkty, to w Polsce zostawałyby miliardy złotych rocznie. W ten sposób pieniądze zainwestowane w polską gospodarkę wracają do samych producentów, ale też do nas samych, w formie podatków finansujących nasze bezpieczeństwo, szkolnictwo czy ochronę zdrowia. Według badań Centrum Badań i Analiz Rynku aż 90 procent Polaków, chętnie decyduje się na zakup rodzimych produktów. Wydane pieniądze, które zasilą polską gospodarkę, pozwolą polskim przedsiębiorcom zachować płynność finansową i utrzymać miejsca pracy w tym trudnym czasie. Mam nadzieję, że w najbliższych latach moda na polskie produkty będzie rosła. Sprzyja temu ich znakomita jakość. Nie oznacza to jednak, że Polscy konsumenci powinni wstrzymywać się z zakupami zagranicznych towarów, bo zdrowa konkurencja motywuje do innowacyjności. Jeżeli jednak wybór jest porównywalny, warto sięgać właśnie po krajowe produkty. Nasze codzienne wybory konsumenckie przyczyniają się do budowy rodzimego kapitału. A dziś – gdy zmagamy się z bezprecedensowym wyzwaniem w postaci pandemii – znaczenie patriotyzmu gospodarczego nabrało szczególnego znaczenia.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Maciej Wośko, Gazeta Bankowa

 

 

wyszukiwanie po:

Newsletter BDO

Chcesz otrzymywać najnowsze informacje o najnowszych artykułach, aktualnościach i szkoleniach?