Skip to main content

Na zachód marsz?

Nie wiadomo, czy polskie banki są w stanie podbić niemiecki rynek, ale nie ma też wątpliwości, że powinny spróbować. Splot różnych czynników daje bowiem taką szansę na sukces, jaka może się więcej nie powtórzyć

 

Bodajże w ubiegłym roku w jednym z wywiadów Michał Krupiński, prezes Banku Pekao, powiedział, że obecnie jest idealna okazja, aby kupić niezbyt duży bank cyfrowy w Niemczech i zacząć rozwijać biznes bankowy na rynku naszych zachodnich sąsiadów. Ostatecznie Pekao skupił się na rozwijaniu swojego krajowego biznesu i cyfrowej transformacji.

 

– Z punktu widzenia bankowości cyfrowej oraz przewag konkurencyjnych, jakie mamy w tej dziedzinie, najlepszym rynkiem do ekspansji byłaby Wielka Brytania, tyle że obecnie mamy tam brexit oraz kilka innych ryzyk. Drugim rynkiem są Niemcy – powiedział prezes Michał Krupiński w rozmowie z „Gazetą Bankową”.

 

Ale o Niemczech myśli także największy polski bank, czyli PKO Bank Polski. W wywiadzie dla „Pulsu Biznesu” prezes Zbigniew Jagiełło mówił, że jest zainteresowany zakupem banku w Niemczech, Czechach, Słowacji i krajach bałtyckich. Jednak wiadomo, że największy apetyt PKO BP ma na Niemcy, bo i wyniki oddziału banku, funkcjonującego we Frankfurcie od 2015 roku, są bardzo dobre.

 

– PKO BP posiada na rynku niemieckim kilkuosobowy oddział, ale widzimy, że popyt na nasze produkty rośnie dynamicznie – mówi Robert Zmiejko, dyrektor Pionu Rozwoju Zagranicznego PKO BP. – Wśród klientów mamy oczywiście polskie firmy działające na rynku niemieckim i niemieckie firmy działające na rynku polskim, ale są także firmy całkowicie lokalne, które chcą korzystać z naszych usług – dodaje

 

Czyli już jest nieźle, a może być jeszcze lepiej. Bo jest wiele czynników, która działają na korzyść konkurencji napływającej z zagranicy. Tymi czynnikami są przede wszystkim… niemieckie banki, a konkretnie ich kiepska kondycja.

 

Sektor się sypie

 

Nikt nie wie, jaka jest sytuacja w Deutsche Banku. Pojawiają się tylko dramatyczne w wymowie plotki, że niemieckiej czołowej instytucji finansowej udało się przez ostatnią dekadę powiększyć i tak ogromne straty, jakie poniosła w czasie ostatniego kryzysu finansowego i że upadek tej instytucji oznacza tak wielkie straty, że nie wytrzyma tego nawet niemiecka gospodarka.

 

Oczywiście, to mogą być tylko spekulacje, ale bankowi nie pomogło fiasko rozmów z Commerzbankiem, drugim co do wielkości bankiem Niemiec. Fuzja miała pomóc DB stanąć na nogi, a skoro nawet Commerzbank nie chce się w to angażować, to być może na „stawanie na nogi jest już za późno”.

 

Inna rzecz, że Commerzbank wcale nie wygląda imponująco – dość powiedzieć, że kiedy zaczynał on rozmowy z DB, to wskaźniki cena do wartości księgowej dla obu banków wynosiły – odpowiednio – 0,3 i 0,25. O tym, że w Niemczech źle się dzieje, może też świadczyć fakt, że kapitalizacja UniCredito Italiano, największego banku Włoch – a więc kraju, który borykał się potężnymi problemami systemu bankowego – jest większa niż kapitalizacja DB i CB razem wziętych.

 

Faktycznie jednak system bankowy Niemiec wygląda chyba jeszcze gorzej niż włoski. Problemy mają banki krajowe (czyli operujące głównie krajach związkowych RFN), nie do końca wiadomo, jak sprawy stoją wśród tak zwanych Sparkassen, a więc kas oszczędnościowo-pożyczkowych, które przez lata były głównym źródłem finansowania dla zwykłych Niemców.

 

– Tamtejszy sektor bankowy ma przed sobą sporo wyzwań – mówi Robert Zmiejko – Od kilku lat charakteryzuje się niskim zwrotem z kapitału; średnia dla europejskich banków to około 6,2 proc., jeśli idzie o wskaźnik ROE banków niemieckich jest on na poziomie około 2,9 proc. Dla porównania w Polsce średnie ROE banków za 2018 r. oscyluje w granicach 7 proc. Poza tym niemieckie banki mają wciąż potencjał wzrostu efektywności wynikający z wysokiego zatrudnienia– dodaje bankowiec z PKO BP.

 

Tu warto zwrócić uwagę, że jeśli jest źle, to ma to odzwierciedlenie w spadkach kursów akcji, a w Niemczech jest na tyle źle, że ceny największych banków niemieckich na giełdzie we Frankfurcie spadają od wielu lat i są po prostu na bardzo niskim poziomie.

 

To „dyplomatyczne” wyrażenie należy przetłumaczyć na polski w taki sposób, że obecnie jest tak tanio, że grzechem byłoby nie spróbować czegoś kupić. Zwłaszcza, że niemiecki system bankowy sobie a niemiecka gospodarka sobie. Bo choć widać, że amerykańsko-chińska wojna handlowa najmocniej bije w Niemcy, to jednak nikt nie spodziewa się jakiegoś większego załamania niemieckiej gospodarki. Prognozy PKO BP mówią, że do 2024 roku Niemcy będą się rozwijać w tempie 1,2-1,5 proc. Utrzyma się też niska stopa bezrobocia – MFW spodziewa się, że z obecnych 3,4 proc. spadnie do 3,1 proc. za pięć lat. Diagnoza więc jest taka: Niemcy są i będą bogatym krajem, ale z sypiącym się systemem bankowym.

 

Bez zmian się nie obejdzie

 

Jednym z dość ciekawych paradoksów jest to, że kryzys finansowy, który wybuchł w USA najmocniej uderzył w Europę. I nie chodzi o problemy Grecji, ale przede wszystkim o instytucje finansowe. Na Islandii banki się powywracały, z kolei w Irlandii o mało co nie wywróciła się cała gospodarka – ratowanie banków doprowadziło do deficytu przekraczającego 30 proc. PKB (tak, deficytu!). Anglicy znacjonalizowali większość swoich banków. Te wszystkie działania były zdecydowane i szybkie, podczas gdy Niemcy „zaszpachlowali” dziury w systemie bankowym i zajęli się produkcją samochodów.

 

– W bankowości nie można problemów odkładać, trzeba się z nimi mierzyć. Można różnie oceniać działania Tima Geithnera w czasie kryzysu, ale widać, że rząd amerykański pozałatwiał problemy banków jeden po drugim. I dlatego obecne JP Morgan ma ROE 16 proc. i jest liderem technologicznym, który jest się w stanie mierzyć z gigantami z grona GAFA (Google, Amazon, Facebook i Apple – przyp.red.) – wyjaśnia prezes Banku Pekao. – W Europie 40 proc. banków nie zarabia na koszt kapitału. W samych Niemczech jest ok. 1,6 tys. banków, co jest liczbą zdecydowanie za dużą. To oznacza, że nie stać ich na inwestowanie w technologie, nie zaspokajają także potrzeb gospodarki pod względem finansowania. To oznacza tworzenie potężnego systemowego ryzyka – dodał Krupiński.

 

To oznacza, że nie tylko jest tanio – o czym już było wyżej – ale także, że prędzej czy później rząd niemiecki będzie musiał zająć się bankami, a więc łaskawiej będzie spoglądał na oferty ze strony inwestorów zagranicznych. Niemiecka administracja bowiem w przypadku większości firm stosuje zasadę, że „kupować to my, ale nie nas”.

 

Ale to nie niemiecka administracja jest problemem – tylko niemiecki klient. Raz, że jest on bardzo przywiązany do swoich niemieckich marek i jest bardzo nieufny w stosunku do firm z zewnątrz, zwłaszcza z Polski. Dobrym przykładem może być fakt, że kiedy PKN Orlen kupił niemiecką sieć paliwową, musiał „ukryć” się za neutralnym szyldem Star. Co ciekawe, w Niemczech nie ma własnej, niemieckiej sieci stacji benzynowych, a więc Niemcom nie przeszkadzało zagraniczne paliwo, tylko paliwo robione w Polsce.

 

Zapewne podobnego efektu można by się spodziewać również w bankowości. Bo wprawdzie PKO BP może się chwalić, że jest jednym z najbardziej stabilnych banków w Europie, ale zwykły Niemiec zapewne nie chciałby powierzyć swoich pieniędzy polskiej instytucji. Jeśli jednak okaże się, że niemieckie banki się chwieją, że dochodzi do szybkich i gwałtownych fuzji i że marki znane od dekad znikają z rynku, nawet zwykli Niemcy będą bardziej skłonni, by spróbować bankowania „po polsku”.

 

Zwłaszcza, że bankowcy z Polski nie zamierzają się kryć ze swoim pochodzeniem. Np. PKO BP chce bardzo wyraźnie prezentować swój brand, ale także pochodzenie na rynkach międzynarodowych. I Niemcy nie będą wyjątkiem. Podobnie wynikało z planów Banku Pekao.

 

Polskość to zaleta

 

Jednym z czynników, jakie były brane pod uwagę przy wyborze ewentualnych rynków, jest liczba Polaków zamieszkujących w danym kraju. I to jest jeden z powodów, dla których według Michała Krupińskiego to Wielka Brytania byłaby najlepszym rynkiem do zagranicznego startu, a Niemcy są drugim.

 

Podobnie kalkuluje PKO BP, on także zwracał uwagę na liczbę Polaków po tamtej stronie Odry.

 

Nie jest łatwo powiedzieć, ilu Polaków mieszka za Odrą. GUS szacuje, że spośród osób, które pojechały tam pracować w ramach ostatniej fali emigracji, jest tam ok. 700 tys. osób. Są to ludzie, którzy mają nadal związki z Polską i nierzadko przekazują do ojczyzny pieniądze, a często mają w planach powrót, więc np. zaciągają kredyty na zakup nieruchomości w Polsce. No i są już przyzwyczajeni do bankowości mobilnej i internetowej oraz do korzystania z najnowszych technologii, a więc mogą czuć pewne braki na niemieckim rynku finansowym.

 

– Nowoczesność i innowacyjność to mocna strona banków działających w naszym kraju. Pod względem technologicznym należą one do ścisłej światowej czołówki.  Coraz więcej Polaków korzysta z usług finansowych za pośrednictwem kanałów cyfrowych oraz płatności bezstykowych. W kolejnych latach w Polsce nastąpi bliska współpraca banków z fintechami, a od rynków Europy Zachodniej odróżnia nas to, że fintechami w Polsce są głównie banki. I te rozwiązania technologiczne i innowacyjne PKO BP mógłby wnieść na rynek niemiecki – mówi Robert Zmiejko.

 

Owszem, zaawansowane technologie, błyskawiczne przelewy i tego typu rozwiązania są ważne przy obsłudze klientów korporacyjnych, ale większość rozwiązań tego typu stworzono z myślą o klientach detalicznych.

 

– Po kilku latach obecności na tym rynku zauważamy potencjał do rozpoczęcia aktywności w segmencie detalicznym. Aktualnie nasz oddział obsługuje klientów korporacyjnych, ale żeby wykorzystać nasze technologie, potrzebny byłby bank uniwersalny, z kilkoma liniami biznesowymi – wyjaśnia dyrektor Pionu Rozwoju Zagranicznego.

 

A potem – być może kolejne. Bo dzięki wejściu na niemiecki rynek, jak mówi dyrektor Pionu Rozwoju Zagranicznego w PKO BP, największy polski bank miałby szansę poznać zwyczaje i wymagania tamtejszego klienta. A z taką wiedzą łatwiej jest już wybierać się na kolejne rynki. Z wiedzą i z technologią, która nierzadko przebija zachodnie, stworzone za większe pieniądze rozwiązania.

 

I to jest właśnie powód, dla którego PKO BP chce kupić bank w Niemczech. Prezes Jagiełło wyjaśniał, że jego instytucji brakuje doświadczenia w rozwijaniu banku od podstaw, ale po zakupie już istniejącego banku i dokonaniu zmian, można by bardzo wyraźnie przyspieszyć rozwój tej instytucji.

 

Dokładnie z tego samego powodu Pekao myślał o banku cyfrowym, bo największą przewagą technologiczną, jaką mają polskie banki, są rozwiązania stworzone z myślą o klientach detalicznych.

 

PSD2 zmienia wszystko

 

Fakt, że jednym z elementów koncepcji, dotyczących wejścia polskich banków na rynek niemiecki, jest tamtejsza Polonia, pokazuje, że szacunki oparte są na podobnych podstawach jak te, które stały za utworzeniem Banku Pekao przed wojną. Ta instytucja też miała obsługiwać Polaków za granicą. Jednak wiek XX minął i teraz pewne rzeczy robi się inaczej.

 

Alior Bank jest od kilku lat obecny na europejskim rynku depozytów dzięki platformie, która umożliwia lokowanie środków na depozytach banków, które oferują najlepszy procent. Pogłębieniem tej współpracy jest Bancovo, stworzone wspólnie z ową platformą, czyli niemieckim Raisin. Z jej usług korzysta także Inbank. Jak widać więc, już od dawna nie trzeba było być fizycznie w danym kraju, aby oferować swoje usługi.

 

– Bankowość będzie coraz bardziej zintegrowana. Będziemy mieli sytuację, w której nie będzie istotnie, gdzie kto przebywa. To stwarza duże wyzwania od strony regulacyjnej – oczywiście postępowi technologicznemu musi towarzyszyć kontrola – mówi prezes Banku Pekao. – Już teraz rezydenci z różnych krajów mogą otwierać u nas konta, jeśli mają polski paszport. Jesteśmy też bardzo elastyczni, jeśli idzie o dochody Polaków, uzyskiwane poza UE, o ich traktowanie przy udzielaniu kredytów hipotecznych – dodaje.

 

Ten proces nasili się z racji PSD2. Ta dyrektywa o usługach płatniczych ma sprawić, że łatwiej będzie zarządzać aktywami na kilku kontach oraz lokować środki tam, gdzie będzie można uzyskać najlepsze zyski.

 

Ale nie tylko depozyty się liczą. Cała architektura dyrektywy jest tak skonstruowana, że zostaną ułatwione zakupy w sieci. A także ich kredytowanie. Polskie banki są w stanie zapewnić szybki dostęp do taniego finansowania oraz przeprowadzić cały proces udzielania tej pożyczki dzięki technologii, jaką posiadają. Niemieckie banki uniwersalne po prostu nie będą miały szans wygrać tego wyścigu. Jednak posiadanie banku w Niemczech na pewno przyspieszy i ułatwi ten proces, bo tamtejszy nadzór zapewne nie będzie patrzył przychylnie za taką transgraniczną konkurencję. Wiadomo nie od dzisiaj, że Niemcy natychmiast likwidują konkurencję w usługach, jeśli tylko za mocno uderzy w ich przedsiębiorców. Co innego, jeśli to konkurencja ze strony niemieckiej firmy, nawet jeśli ma ona zagranicznego właściciela.

 

Będąc w Niemczech łatwiej będzie współpracować z tamtejszymi fintechami. Bo choć Niemcy nie lubią nowinek technologicznych, a karta za Odrą służy do wypłacania pieniędzy z bankomatu, to jednak ten kraj jest silnym ośrodkiem fintechowym.

 

– Mają kilka ciekawych firm technologicznych, sam się z nimi spotykałem. Nie są liderem, ale potencjał jest duży – mówi Krupiński.

 

Wystarczy decyzja

 

A więc polskie banki mają prawie wszystko, czego trzeba, aby ruszyć na podbój Niemiec i to z dużymi szansami na sukces. To, czego jeszcze brakuje, to ostateczna decyzja. Bo nasze instytucje nie mogą zbyt długo czekać, jako że prędzej czy później niemiecki rynek zostanie zagospodarowany.

 

Warto jeszcze zwrócić uwagę na to, że Niemcy chyba wiedzą, że polskie technologie bankowe mogą u nich sporo namieszać. Jak wiadomo, prowadzone były prace, aby na technologii mBanku zbudować instytucję cyfrową, która weszłaby na tamten rynek. Ostatecznie Commerzbank zrezygnował z tego pomysłu. Nikt wtedy nie był w stanie wyjaśnić, jaki był powód tej rezygnacji.

 

Ale niedawno, kiedy jeszcze toczyły się rozmowy o fuzji Deutsche Banku z Commerzbankiem, pojawiły się informację, że połączenie miałoby zostać sfinansowane dzięki środkom ze sprzedaży mBanku. Gdyby więc Commerzbank podjął decyzję o tym, aby wystartować z projektem internetowym stworzonym na technologii mBanku, a następie sprzedał ten polski bank, stworzyłby sobie konkurenta. A fakt, że takiej sytuacji wolał uniknąć, sugeruje, że Niemcy doskonale zdają sobie sprawę, jak dobre są polskie technologie bankowe i jak łatwo mogłyby podbić ich rynek.

 

Marek Siudaj, Gazeta Bankowa

wyszukiwanie po:

Newsletter BDO

Chcesz otrzymywać najnowsze informacje o najnowszych artykułach, aktualnościach i szkoleniach?